W cieniu Everestu – Książka
Książka co jej miało nie być, a jest jednak.
Nie planowałam pisać książki. Gdy patrzę na nią stojącą na półce z książkami „prawdziwych pisarzy” nie wierzę. Nie wierzę, że ja też napisałam książkę.
Siedzę przy biurku, biurko stoi przy oknie, za oknem drzewa. Piszę. Taki obraz często pojawiał się w mojej głowie, gdy byłam nastolatką. Od lat pracuję jako tłumaczka, więc ta wizja była poniekąd prorocza, tylko widok za oknem regularnie się zmieniał; miasto, góry, Polska, zagranica. Drugi raz podobna wizja pojawiła się wiele lat później, w najtrudniejszym momencie mojego życia, o czym nie będę tu pisać, bo o tym napisałam już w książce. W tej drugiej wizji latam po świecie samolotem, gdy wracam, zasiadam do biurka i znów piszę. Tym razem musiało już chodzić o książkę. Powstała kilka lat później. Czyli nie tylko miałam zostać tłumaczką.
Wydawnictwo SQN
Gdy przygotowywałam się do wyjazdu do Nepalu, do fotoreportażu W cieniu Everestu, napisał do mnie pan Kamil z wydawnictwa SQN. Może on wiedział o czymś, o czym ja jeszcze wtedy nie wiedziałam. Napisał, że chcieliby wydać książkę z mojego projektu. Wstępnie się zgodziłam, choć wcale nie byłam przekonana, bo jestem zdania, że nie każdy powinien pisać książki, a ostatnio to przecież tak bardzo modne. Poza tym dopiero się do bazy wybierałam, nie wiedziałam, czy sobie poradzę, czy ten projekt w ogóle się uda. Gdy wróciłam spod Everestu byłam już pewna. Że chcę napisać książkę, że mam dużo do powiedzenia. Zaczęłam pisać. I chwilę później się okazało, że wydawnictwo jednak zmieniło zdanie i mojej książki nie ma już w planach. Załamałam się, bo wszystko już tak zorganizowałam, żeby nie pracować, żeby w pełni poświęcić się pisaniu. Później jednak stwierdziłam, że tak być nie może, że tak tego nie zostawię. Miałam napisać książkę, więc ją napiszę. W końcu udało nam się dojść z wydawnictwem do porozumienia i pod koniec 2019 roku podpisaliśmy umowę na książkę zatytułowaną tak, jak nazwałam swój projekt – W cieniu Everestu.
Wiosna 2019 r.
Półtora roku temu w bazie pod Everestem zgrabiałymi palcami codziennie w zeszytach zapisywałam to, co dzieje się wokół. Jak wygląda życie w bazie, kogo poznaję, kim są ci ludzie, też to, jak ja się w tym dziwnym miejscu, w tych trudnych warunkach czuję. Nie tylko notowałam, bo rozmowy nagrywałam też na dyktafon w telefonie. Może kiedyś te dzienniki, może te godziny rozmów będę wiele warte. Może jeszcze kiedyś będę bogata. Wtedy nie wiedziałam, że będzie z tego książka. Może pisałabym ładniej, bo po wielu miesiącach nie byłam w stanie rozszyfrować niektórych słów, zdań całych, nazw, nazwisk. Dziękuję więc za internet, bo do tej pory mam kontakt z osobami, które poznałam w bazie. Mogłam je o różne rzeczy dopytać; daty, ważne wydarzenia i o to, jak czują się wiele miesięcy później, jak zmieniło się ich życie po spełnieniu tak wielkiego marzenia. Potrzebowałam tego do zamknięcia historii spod Everestu i to zakończenie okazało się zaskoczeniem.
Wiosna 2020 r.
Pisanie tej książki było wykańczające psychicznie (częściowo z powodu pandemii: https://www.magdalassota.com/2020-rok-pandemii-rok-gor-i-ksiazki/), to były dwa stany emocjonalne, górki i dołki, bo to przecież dla mnie takie typowe. Raz myślałam, że jest świetna, inna niż wszystkie, będzie prawdziwym bestsellerem, żeby zaraz wpaść w otchłań depresji i skreślić ją całą, uznać, że do niczego się nie nadaje, że nic nie jest warta, nikt się nią nie zainteresuje, a ja się skompromituję.
Nie wiem nawet kiedy napisałam 400 stron (300 stron w Wordzie Arialem 14). Pisałam ją mniej więcej pół roku, a teraz prawie w ogóle tego nie pamiętam. Jakby powstała w kilka dni, sama się napisała. Ale przecież to ja ją napisałam i choć teraz inaczej mi się wydaje, to przecież wcale nie było to łatwe zadanie. Głównie z jednego powodu…
„Znalezienie tematu jest ważne, jednak nie będziesz wiedział(a), o czym jest dana historia, dopóki nie dojdziesz do jej końca. Dotarło? To teraz napisz wszystko od nowa.” – z porad, jak pisać książkę. Na szczęście nie musiałam pisać od nowa.
O czym jest ta książka?
Gdy pisałam, w mieszkaniu miałam tablicę korkową, na niej tematy, które muszę poruszyć, postaci, które muszę opisać, a na samej górze, czerwonym markerem pytanie – „O czym jest ta książka?” To pytanie spędzało mi sen z powiek. A gdy ktoś przychodził w odwiedziny, odwracałam tablicę korkową przodem do ściany, nie tylko dlatego, by chronić książkowe tajemnice, ale dlatego, bo wstydziłam się tego, że nie wiem, o czym właściwe piszę. Bo książka musi być o czymś, a ja wiedziałam jedynie, że nie chcę, żeby była wyłącznie o Evereście. Im bliżej terminu oddania, tym stres coraz większy i strach paraliżujący, że nie dam rady. Brat mówił mi – pisz, po prostu pisz dalej, to się w końcu ułoży. Bo mózg cały czas podświadomie pracuje i rodzi się w nim więcej, niż mogłoby się wydawać. Ten koniec przyszedł do mnie, któregoś dnia się pojawił. I wydaje mi się, że oddaje to, co chciałam przekazać, a może to, co sama dopiero wtedy zrozumiałam. Ale przecież nie będę tego tutaj zdradzać, żeby się tego dowiedzieć, musicie przeczytać książkę.
Błędy – czyli jak książki nie pisać.
Postanowiłam, że póki nie napiszę książki, żadnej książki też nie przeczytam. Bo nie chcę się zainspirować żadnym stylem, sposobem opowiadania, chcę, żeby ta książka była całkiem moja i po mojemu napisana. To było wiele bardzo trudnych miesięcy. Na szczęście wreszcie poszłam po rozum do tej zmęczonej głowy i wróciłam do czytania. Jakoś wtedy właśnie siostra powiedziała mi, że słuchała wywiadu z dobrze znaną pisarką, która otwarcie mówiła, że ona się inspiruje, że nie ma z tym żadnego problemu, że czasem pisze Baderem, czasem Twardochem, jeszcze innym razem innym pisarzem. I tak powstaje jej własny styl. W końcu wszystko już było, a ja już na pewno niczego nowego nie wymyślę w dziedzinie pisania. Z ulgą wróciłam do czytania. Gdy oddawałam się czemuś, co z moją książką nie było związane, pojawiało się najwięcej pomysłów. Gdy głowa mogła wreszcie odpocząć i nabrać dystansu, pojawiało się miejsce na nowe pomysły. Wtedy przychodziła wena.
Bo wena to kapryśna kochanka.
Chciałam być jak prawdziwy pisarz, a przynajmniej przez chwilę poudawać takiego, jak się w filmach ogląda, bo przecież żadnego nigdy nie poznałam. Wymyśliłam, że codziennie będę wstawać o 7 rano, ćwiczyć jogę, robić kawę, zasiadać do biurka i pisać. I to pisanie będzie takie przyjemne i łatwe. Nie było. A przynajmniej nie wtedy, kiedy ja chciałam. Wtedy nie miałam weny. Wena lubiła przychodzić, gdy właśnie nie pisałam, gdy biegałam, gdy brałam prysznic, gdy zasypiałam. Nauczyłam się, żeby zawsze mieć przy sobie długopis i kartkę papieru albo telefon, żeby nic z tych przebłysków geniuszu mi nie umknęło.
Potem zbliżał się deadline i trzeba było pisać nawet, gdy weny nie było. Wtedy na szczęście szło mi już łatwiej, rozpisałam się i już mniej więcej wiedziałam, jak pisać i jak nie pisać.
Najwięcej książki powstało podczas dwóch tygodni, gdy wyłączyłam internet, odcięłam się od świata. Bo akurat media społecznościowe na wenę dobrze nie działają.
Jesień 2020 r.
5 października ruszyła przedsprzedaż książki W cieniu Everestu. Wszyscy, którzy na nią czekali, mogli ją zamówić, choć książki fizycznie jeszcze nie było, bo jeszcze była w druku.
Już pierwszego dnia posypały się zamówienia. W cieniu Everestu sprzedawało się jak świeże bułeczki. Potem, 12 listopada, była oficjalna premiera i książka trafiła do księgarń, do wszystkich największych księgarń w Polsce. Lassota stanęła na półce w Empiku, Świecie Książki, Bonito, widziana była nawet w witrynie PWNu. Dostępna była też, i jest oczywiście nadal, w kilkunastu księgarniach internetowych.
Niedługo po premierze wydawnictwo podjęło decyzję o dodruku, bo pierwszy nakład szybko się kurczył. A ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że napisałam książkę. Tym bardziej w to, że tyle osób ją chce, a niektóre chcą ją z moim autografem. Nieswojo mi z tym, bo wydaje mi się, że rozdawanie autografów powinno być zarezerwowane dla tych „prawdziwych pisarzy”.
Sukces
Sukces tej książki chyba dla wszystkich był zaskoczeniem.
Był dla mnie. Bo przecież raz w nią wierzyłam, raz nie wierzyłam, a tu się okazuje, że jednak ona jest dobra, jest inna niż wszystkie i świetnie się sprzedaje.
Był dla znajomych, którzy kupowali ją może trochę z ciekawości, a trochę z grzeczności, by potem mówić, że nie spodziewali się, że będzie tak dobra. Twierdzą, że mówią szczerze, że wcale nie patrzą na naszą znajomość.
Dla wydawnictwa też był zaskoczeniem. W końcu przez chwilę w ogóle jej nie chcieli. Do tego powstał audiobook, którego, jak książki, miało nie być, ale w związku ze świetną sprzedażą powstał. Ja książek nie umiem słuchać, ale już wiele dostałam od Was wiadomości, że słuchanie W cieniu Everestu też wciąga.
Jest zatem książka, jest ebook i audiobook. Jest cały pakiet.
Były też spotkania – radio, telewizja i wiele lajwów. Pięć minut sławy. Lassota wyskakiwała z lodówki. Ale mimo to chyba nie mieliście dosyć, bo pisaliście, że ładnie, ciekawie, że miło się słucha i nawet ogląda. I żebym znów gdzieś pojechała i coś zrobiła, bo brakuje Wam moich relacji; z bazy, z GSB tak samo, bo czekaliście na nie jak na odcinek ulubionego serialu.
Recenzje
Piszecie, że książka Wam się podoba, wciągacie się w nią od pierwszych stron, a tych 400 czytacie w dwa dni nawet, że zarywacie noce. Śmiejecie się przy niej, wzruszacie, a nawet płaczecie, za co akurat bardzo przepraszam. Że poznajecie świat i ludzi Everestu, o których wcześniej nie czytaliście, nie słyszeliście, że dowiadujecie się tyle nowego, bo nikt o tym wcześniej nie mówił. Że poznajecie też mnie, bo dużo o sobie w książce zdradzam i dziękujecie mi za tę szczerość, za mówienie prawdy. Przyznam się, że robię zrzuty ekranu z Waszych wiadomości i komentarzy, może żeby spróbować uwierzyć w tę książkę, w jej sukces, może żeby przeczytać je w gorszych chwilach i poczuć się lepiej. Żeby pamiętać, jak dużo mam od Was wsparcia i że to, co zrobiłam, nie poszło na marne.
Kolejna książka
Pytacie, czy będzie kolejna książka. Nie będę mówić, że nie, bo w życiu nie powiedziałabym, że będzie pierwsza. Ogromnie wzrusza mnie, że Wy byście chcieli, żeby była druga, bo tak Wam się ta pierwsza spodobała. Jednak ja najpierw muszę przeżyć coś ciekawego, zrobić coś ważnego. Wtedy znów zastanowię się nad pisaniem.
Dziękuję Wam za ogromne wsparcie i wiarę, za bycie w tym ze mną, za pilne śledzenie moich poczynań, za czekanie na książkę, czytanie jej i polecanie, za wszystkie wiadomości, komentarze i lajki! DZIĘKUJĘ!
W kolejnym poście będzie o całym procesie wydawniczym. Jak mój tekst stał się książką… „Bardzo myliłam się, gdy pod koniec maja, oddając książkę, sądziłam, że na tym moja praca się kończy.”
Przykłady
Żebyście nie myśleli, że ja sobie te dobre recenzje wymyślam. Poniżej jedynie kilka przykładów z wielu.
Od mojego brata: „(…)Takiej książki jeszcze nie było i pewnie już nie będzie, bo zwyczajnie po książce Magdy już nie warto, temat zamknięty”
„Przeczytałam… ileż emocji… Bardzo Ci dziękuję za trzy wspaniałe dni i noce. Dawno nie czytałam tak wciągającej książki. Bardzo Cię Magdo podziwiam za odwagę, umiejętność słuchania, bezstronną analizę zachowań ludzi i wielkie serce do pracy”
„Chyba nie tylko ja nie mogę doczekać się kolejnych książek! Swoim pisaniem bierzesz czytelnika w swój świat, sprawiając, że przeżywamy to wszystko z Tobą, dlatego strasznie ciężko jest oderwać się od niej. Dwa słowa – pisz więcej, bo ciężko znaleźć równie dobry styl i potem utrzymać czytelnika w oczekiwaniu przez całą książkę, na koniec sprawiając, że chce się przeżyć tę historię ponownie!”
„Właśnie skończyłam czytać. Czuje się jak gówniara, która skończyła oglądać swój ulubiony serial i nie wie co dalej zrobić ze swoim życiem? Magda to była jedna z lepszych- jak i nie najlepsza książka która przeczytałam. Od samego początku do samego końca do ostatniego zdania czułam się jakoś dziwnie przywiązana… nawet nie wiem jak to opisać. Może to tez dlatego, ze śledzę Twój profil – fajnie jest czytać książkę i słyszeć Twój głos w głowie, jakbyś na żywo opowiadała swoją historie. Krótko Cię obserwuje i „znam”, ale widzę ze jesteś bardzo wrażliwą i dobrą osoba. Dlatego tez dużo lepiej mi się czytało Twoja książkę. Dużo bardziej emocjonalnie ja odebrałam. A to dla mnie bardzo ważne. Fantastyczne osoby i historie, NIESAMOWITE zdjęcia!! Bardzo się cieszę, ze udało Ci się przeżyć coś takiego i zrealizować swój projekt. Niesamowita sprawa❤ jedyna książka o takiej tematyce która od samej dedykacji do ostatniej kartki mnie poruszyła. Ogromne gratulacje kobieto !! Jesteś wielka ! ❤“
„Skończyłam. Mam tysiące myśli w głowie. Na pewno muszę przejść „żałobę”. Mam tak po lekturach, które bardzo przeżywałam. Dziękuję, że mnie tam przeniosłaś. Marzłam z Wami, jadłam, piłam, słuchałam. Śmiałam się i wnerwiałam na Greczynki. Co za typiary!? Bardzo przeżyłam śmierć Shay’a, mimo że pamiętam z relacji na Instagramie jak go opłakiwałaś. Emocje jakich dostarczyła mi Twoja opowieść, zostaną ze mną już na zawsze. Dziękuję Magda❤ Mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać ❤“
„No, miałam nie czytać, ale nie mogę się oderwać!!!!! Trochę się podśmiewałam też (np. o tych Chińczykach wyrastających), trochę miałam łzy dumy jak Cię Dawa pochwalił – dużo emocji jest. Magda, jak fajnie, ze Ci ta książka wyszła. Tłumaczka, fotografka, PISARKA! „Wczoraj kupiłam ebooka dzisiaj zastanawiam się jakim cudem tam szybko przeczytałam? tylko ze tej książki się nie czyta, ja nie chłonie. Istna rewelacja!!! Zazdroszczę takiej przygody, ale i podziwiam, ze tak świetnie poradziłaś sobie po rozstaniu. Tez właśnie przechodzę ten etap „chwile po”. Dziękuje za ta książkę i za tego motywacyjnego kopa!!! ❤❤❤❤❤“
„To co najbardziej ujęło mnie w tej książce to niesamowita szczerość. W górskich książkach temat strachu, słabości, wątpliwości to nie jest raczej standard, a przecież nie sposób uwierzyć, że pod dachem świata nie ma ich w ogóle. „W cieniu Everestu” odsłania nam fenomen najwyższej góry świata nie z perspektywy sławnych himalaistów, ale przede wszystkim tzw. „zwykłych ludzi”, których setki przybywają co roku do Base Campu w nadziei na zdobycie szczytu. Jest tu też mnóstwo historii z zaplecza komercyjnych wypraw, dzięki którym miałam wrażenie, że podróżuję tam razem z autorką. Niezwykle wciągająca lektura. Aż żal, że tak szybko się kończy.“
„Cześć! Czytam. Wiem, dopiero, ale jak się okazuje, musiałam dojrzeć. Jestem na 70 stronie, a Vanessa już działa mi na nerwy😏 Mam cały czas ciarki. Magda, składam zamówienie na kolejną książkę. Jest sobota. Powinnam sprzątać i piec obiecane rodzinie ciasto. Tymczasem od bladego świtu nie mogę się oderwać. Czytam i robię przerwy na „wizualizację”. I nieustannie mam wrażenie, że mi tę przygodę opowiadasz. Dobra, wracam do lektury. Ostatnio mało mnie na Instagramie, więc nie wiem gdzie jesteś. Tzn. wiem. Przechodzimy przez wioskę Dughla. I wnerwia nas Vanessa.“
To tylko kilka przykładów, wysyłacie do mnie setki wiadomości. Jestem Wam za to ogromnie wdzięczna!
Więcej opinii o książce można znaleźć między innymi portalu Lubimy czytać:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4943457/w-cieniu-everestu#opinia61832032
Agnieszka osińska
Zostało mi parę stron do przeczytania ale jestem zachwycona książka i Panią pani magdo,cudowną kobietą.wspaniale że pisze pani o wszystkim co się dzieje w otoczeniu góryi wokół ludzi którzy tam żyją. Dzięki pani zamarzyłam o treningu w cieniu Everestu! Do pełni szczęścia muszę zdobyć autograf!!! 😘pozdrawiam i życzę spełnienia MARZEŃ!
Magda Lassota
Bardzo dziękuję i cieszę się, że książka się Pani spodobała! Na pewno uda się jakoś z tym autografem;)
Pozdrawiam, Magda
Malwina
Pani Magdo, właśnie skończyłam czytać Pani książkę. Jestem pod wrażeniem. Książkę pochłonęłam w dwa dni, a zaznaczę, że nigdy wcześniej nie czytałam żadnej książki o himalaizmie. Bardzo Mądrą, bardzo interesująca i szalenie wciągająca pozycja. Szczególnie podobało mi się, że opisała pani losy bohaterów po powrocie z wyprawy. Ogromny szacunek dla Pani, świetna robota!
Magda Lassota
Pani Malwino, bardzo dziękuję za komentarz i ogromnie mi miło, że książka tak Panią wciągnęła! 🙂
rk
Pani Magdo, książkę zaczęłam czytac w piatek po południu i skończyłam o północy. nie mogłam się oderwać od czytania, lektura momentami wzrusza, nie raz mi się zakręciła łezka w oku, jak również zawiera sporo humoru. nie bała się pani opisać emocji jak pozytywnych, tak i negatywnych niektórych uczestników, wiedząc, że też kiedyś o tym przeczytają. zdjęcia pięknie oddają krajobraz everestu, jak również emocje na twarzach bohaterów. gratuluję z całego serca, zasłużyła pani na sukces!!!
Magda Lassota
Bardzo Pani dziękuję!!! 🙂
Edyta Dolata
PAni Magdo,
Wlasnie przeczytalam Pani ksiazke. I mam apetyt na wiecej. Wspanial historia niesamowicie napisana. Podniosla mnie na duch. a pani bardzo przypomina mi sama siebe. z calego serca.
dziekuje.
pozdrawiam z Kanady
Edyta
Edyta Dolata
PAni Magdo,
Wlasnie przeczytalam Pani ksiazke. I mam apetyt na wiecej. Podniosla mnie na duch. a pani bardzo przypomina mi sama siebe. z calego serca.
dziekuje.
pozdrawiam z Kanady
Edyta
Magda Lassota
Pani Edyto, naprawdę bardzo mi miło! Dziękuję!
Również pozdrawiam!