Jak osobiście to już zbyt osobiście?
Zawsze prędzej czy później trzeba to zrobić, więc nie ma co czekać, plaster zrywa się szybko, żeby mniej bolało. Kilka słów ode mnie o mnie.
Nazywam się Magda, nie Magdalena, mantra powtarzana od lat. Tak, jest takie imię, takie imię mam wpisane w dowodzie. Nazwisko Lassota, przez dwa S. Nie, nie wiem skąd się wzięło. Jakoś nikt w rodzinie nigdy nie dochodził. Jednak liczba pomyłek związana z imieniem i nazwiskiem w przeróżnych urzędach i dokumentach jest niezliczona, prób tłumaczenia również, jak i krzywych spojrzeń. Nazywam się Magda, nie Magdalena, Lassota, przez dwa S. Obecnie mam lat 33 i ten wiek mnie przeraża. Wiadomo, wolałabym się nie starzeć. Tak, mam z tym problem. Choć większość ludzi „daje mi mniej”.
Urodziłam się w Warszawie, wychowałam w Domaszkowie, w Kotlinie Kłodzkiej. Do liceum chodziłam w Bystrzycy Kłodzkiej, na studia wyjechałam do Wrocławia. W czasie studiów rok spędziłam w Antwerpii na Erasmusie. Po studiach wiele lat mieszkałam we Wrocławiu, potem dwa lata w Paryżu, nie, nie było bajkowo, potem chwilę w Krakowie, tam to już było tragicznie, i teraz jestem w Warszawie. Powrót do korzeni. Niezamierzony.
Co właściwie robię? Dobre pytanie. We Wrocławiu skończyłam Filologię Niderlandzką i mam wrażenie, że od zawsze jestem tłumaczem. Jestem freelancerem, prowadzę własną działalność, co miesiąc wieszam psy na ZUSie. Lubię tłumaczyć, choć nie przepadam za pracą z domu. Często więc biorę komputer i jadę pracować gdzieś indziej. Do Wrocławia, do Kotliny, dalej.
Nowością jest fotografia. Nie dość, że nowością, to wielkim przypadkiem i zaskoczeniem. Ja raczej całe życie myślałam, że nie mam żadnych talentów, że artystycznie jestem raczej upośledzona. Zwłaszcza, że jeden z moich „ex” był fotografem i wtedy też wcale nie czułam, że jakkolwiek to moje. Później trochę plułam sobie w brodę, że nie słuchałam, jak tłumaczył, że nie patrzyłam, jak post-edytował, że tylko fajnie było mieć ładne zdjęcia z wakacji, dobre zdjęcie profilowe na fejsa, a nawet fajnie się było pochwalić facetem fotografem. Dopiero teraz odkrywam, że fajnie to jest chwalić się sobą. Ważne, żeby w siebie uwierzyć. To akurat jest jeszcze kwestia problematyczna. I zanim ja to zrobiłam (czy zanim zrobię to lepiej), uwierzyła we mnie spora gromada ludzi. Zaczęły się zdjęcia, sesje, a ja miałam wrażenie, że dostaję pieniądze za coś, czego właściwie robić nie umiem. No i z efektów wciąż byłam niezadowolona. A ponieważ zdecydowanie nie jestem typem samouka, poszłam do szkoły. Niech mnie nauczą! I niech ten aparat wreszcie zacznie robić zdjęcia.
Jest wrzesień 2016, idę do szkoły. Dostaję indeks, legitymację studencką. Jest dziwnie, ale jest dobrze. Dobrze to mało powiedziane. Jest genialnie. Otwiera się przede mną zupełnie nowy świat. Co tam ustawienia czułości, przysłony, czasu migawki. Toż to cały wszechświat nowych wrażeń. Oszalałam. Nie przegapiłam żadnych zajęć, ba, nie przegapiłam żadnych konsultacji. Po lekcjach chodziłam do szkoły i ćwiczyłam. I pytałam, pytałam, pytałam. Oczywiście łatka „kujona” szybko do mnie przylgnęła, ale kto by się tym przejmował po 30tce. Rok skończyłam z szóstkami i wspaniałymi znajomymi „po fachu”. Rok drugi w toku.
Zatem… Nazywam się Magda Lassota i jestem fotografem.
Czy jestem też podróżnikiem? Na pewno uwielbiam podróżować. Wiele razy słyszałam, że te moje podróże to raczej ucieczki. Ale jakie to ma znaczenie. Lubię w takim razie uciekać. Nie zwiedziłam połowy świata, choć byłam w wielu miejscach, niektórych bardzo odległych. Nie jestem tak zwanym hardcorem, choć robiłam różne ciekawe i równie niebezpieczne rzeczy. Najbardziej kocham góry. Mam takie przemyślenie, że wolę z dołu patrzeć na góry, niż z gór na doliny. Stamtąd czasem nie widać gór, a to na góry lubię patrzeć najbardziej. Oczywiście chodzę po górach i wchodzę na góry. Chodzę latem, ale chodzę też zimą. Zimą jest mało ludzi, zimą jest cisza i zimą nie ma niedźwiedzi, a niedźwiedzi boję się najbardziej. Latem spotykam niedźwiedzie. Wtedy bardzo się boję.
Moim „najwyższym” osiągnięciem był 6-tysięcznik w Boliwii. Nie było łatwo, ale było cudownie. Klęłam na czym świat stoi, ale weszłam i nigdy tego nie zapomnę. Na jeden 6-tysięcznik wejść mi się nie udało i tego też nigdy nie zapomnę. Nie mam w sobie jednak żyłki zdobywcy, nie myślę o 8-tysięcznikach, choć cały czas obserwuję, co się w tym temacie dzieje na świecie. Ale taki 7-tysięcznik jeszcze bym sobie zdobyła. Zobaczę.
To tak pokrótce i mam nadzieję, nie nazbyt osobiście. Jednak o mnie.
Co teraz? Teraz żyję Nepalem. I staram się nie myśleć, co będzie po Nepalu.
O tym, jak to się stało, że jadę do Nepalu i po co właściwe tam jadę, już wkrótce.
Marta
Magda!
cieszę się bardzo ,że tu trafiłam i jużwidzę że dużo od ciebie się nauczę . Idę czytać dalej
cmok
Magda Lassota
Dziękuję, ogromnie mi miło!! 🙂