
Patronite
Czyli co dalej z życiem.
Wena i dobre pomysły pojawiają się niespodziewanie. U mnie zaraz przed zaśnięciem, gdy biegam, gdy biorę prysznic. Tym razem jechałam rowerem.
Ostatnio
Przez ostatnie trzy lata żyłam właściwie jednym, moim projektem, fotoreportażem W cieniu Everestu. Najpierw w 2018 roku pierwszy wyjazd do Nepalu, w 2019 drugi. Dwa miesiące w bazie pod Everestem. Tam godziny rozmów z tymi, którzy z różnych powodów chcą wejść na Everest, z organizatorami wypraw, przewodnikami i Szerpami. Potem powrót, prelekcje, spotkania, wywiady i wreszcie książka, która okazała się wielkim sukcesem!
Gdy skończyła się promocja książki, a potem przestało się już mówić o Szerpach, którzy zdobyli K2 zimą i o tej Polce, co to ich poznała, pojawiła pustka. Kilkuletni projekt nagle się skończył, choć przecież wcale nie nagle. Zabrakło celu i pomysłu. I to jedno pytanie nie dawało mi spokoju – Co dalej? Co dalej z życiem?
Zaczęłam szukać pracy, a raczej zaczęłam myśleć o szukaniu, bo do samego szukania nie potrafiłam się zebrać. Z jednej strony bardzo chciałam stabilizacji, mieszkaniowej i finansowej, spokoju, miejsca na ziemi i nieuciekania, a z drugiej już czułam się jak w więzieniu, już czułam, że się duszę, że jednak nie dam rady.
Olśnienie
I wtedy przyszło olśnienie. Jechałam akurat rowerem i ta myśl po prostu nagle się pojawiła – zrozumiałam, że najbardziej lubię opowiadać, zdjęciami, pisząc czy po prostu mówiąc, że to chcę robić w życiu.
Najpierw lubię się gdzieś wybrać, w ciekawe miejsce, podjąć jakieś trudne wyzwanie. Lubię poznawać ludzi, słuchać ich historii, lubię ich fotografować. I w ogóle lubię robić zdjęcia, nagrywać relacje. Lubię dzielić się tym, co przeżywam. Pokazywać miejsca, które odwiedzam, opowiadać o ludziach, których poznaję.
To mi wychodzi najlepiej i daje mi ogromną radość! Na tym chcę się teraz skupić i z tego się utrzymywać.
Patronite
Stąd pomysł na Patronite. Nie pojawił się tego dnia, gdy jechałam rowerem. Pojawił się pół roku wcześniej. I to nie był mój pomysł, nie ja na niego wpadłam. To kilkoro moich „obserwujących” mnie przekonywało. Załóż Patronite. – mówili – Zobacz, ile osób cię obserwuje, ile osób motywujesz i inspirujesz, ile dajesz innym. My cię wesprzemy, oni na pewno też cię wesprą.
W końcu dojrzałam do tej decyzji. Nie było łatwo i nadal nie jest.
O pieniądze nie jest łatwo prosić. Nie jest też łatwo na tyle w siebie uwierzyć, żeby zrozumieć, że ktoś naprawdę chce cię w twoich dążeniach wesprzeć, trudno jest radzić sobie z presją i oczekiwaniami – które w większości sama sobie narzucam, bo jak ja coś robię, to tylko na 100%
Ale to nie o sam Patronite chodzi, chodzi o tę decyzję, co będę robić dalej. Bo teraz stawiam wszystko na jedną kartę. Wszystko, co robię, cały mój czas i wszystkie środki poświęcam na to, żeby stworzyć swój górsko-podróżniczy kanał, program taki podróżniczy. Żebym jeszcze lepiej, na jeszcze większą skalę mogła robić to, co robiłam do tej pory. Boję się, że może mi się nie udać, że ta dopiero co odnaleziona nowa droga zniknie mi z oczu, że znów się zagubię. Boję się ocen, krytyki, niezadowolenia, boję się rozczarowań.
Martyna
Dlaczego właściwie proszę o wsparcie? Dlaczego nie ma w tym nic złego czy nic dziwnego? Do tego akurat chyba samą siebie się staram przekonać.
To całe planowanie, pisanie, zdjęcia, filmy, relacje, komunikacja zajmują bardzo dużo czasu. A przecież przede wszystkim trzeba gdzieś pojechać, kogoś poznać, coś przeżyć. Trzeba mieć o czym opowiadać! Tworzenie treści z podróży to praca na pełny etat. Tylko praca, na której nie zarabiam, a bardzo bym chciała móc żyć z tej pracy.
Weźmy na przykład Martynę Wojciechowską. Jeździ po świecie, rozmawia z ciekawymi ludźmi, robi o nich/o miejscach kolejne odcinki swojego programu. Dostaje pieniądze ze stacji telewizyjnej, stacja od reklamodawców, oni od konsumentów.
I ja chcę robić coś takiego. Właściwie już robię. Wyjazd pod Everest, tematy, historie, ludzie, o których wcześniej nikt nie mówił, książka. Na projekt W cieniu Everestu wydałam około 15 tyś dolarów. Długo zbierałam na to pieniądze, wszystkiego sobie odmawiając. Nie zwróciło mi się to z książki, z prelekcji, z wywiadów, ze zdjęć też się nie zwróciło. A ile osób śledziło ten projekt, ilu osobom się podobał, ile osób pisze, że uwielbia mnie słuchać, oglądać, zwiedzać ze mną świat. Żadna stacja telewizyjna mnie nie zatrudnia, żaden reklamodawca mi za nic nie płaci. Dlatego zwracam się do tych właśnie osób, które we mnie i w tym, co robię, widzą wartość. Jeśli można płacić abonament telewizyjny, radiowy czy za Netflixa, tak samo można, jeśli oczywiście się chce, płacić za górsko-podróżniczy kanał Magdy Lassoty.
To wszystko przez Was
Wy mi w tym pomogliście. Bo to Wy mówicie, jak bardzo lubicie to, co robię i jak to robię. Że czekacie na relacje z wypraw, jak na kolejne odcinki ulubionego serialu. Że oglądacie je zawsze przy porannej kawie albo zaraz przed snem, jak kołysankę na dobranoc. Śmiejecie się, boicie i smucicie ze mną. Że książkę czytacie z zapartym tchem, wzruszacie się przy niej. Więc ja bym właśnie chciała być Waszym podróżniczo-górskim Netfliksem, Waszym podróżniczym kanałem. To, co robiłam dotychczas, chciałbym robić na znacznie większą skalę. I jeśli to się uda, będzie więcej projektów, podróży, reportaży, relacji, zdjęć, a nawet filmów! Ale potrzebuję do tego Waszego wsparcia. Takiego netfliksowego abonamentu 😉 Jeśli chcielibyście wesprzeć mnie takim abonamentem, link do profilu na Patronite znajdziecie poniżej.
https://patronite.pl/magda-lassota
Przekonajmy się zatem, czy da się żyć z podróżowania, czy da się połączyć pracę z pasją. Bo ja bym chciała, żeby to właśnie było możliwe. Żeby dało się robić w życiu to, co się kocha najbardziej, to, co daje radość i to, w czym jest się najlepszym. Żeby dało się z tego utrzymywać.
Bardzo się boję, ale zamierzam spróbować. Bo albo teraz, albo nigdy.